• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Kolaż Warzechy
Kolaż Warzechy Źródło: DoRzeczy.pl / PAP
Na spotkaniu z okazji 3 maja w Pałacu Prezydenckim na tarasie od strony ogrodów stał z papierosem w ręku i gwiazdą świeżo nadanego Orderu Orła Białego na piersi Jan Krzysztof Kelus. Przywitałem się. „Wie pan, myślę, że jednak jest pewna inflacja tego odznaczenia” – powiedział artysta. I dodał: „Myślę tu o sobie”.

Kilka minut rozmowy pozostawiło wrażenie obcowania z człowiekiem skromności wręcz zawstydzającej dla rozmówcy (proszę docenić mój samokrytycyzm). Oraz – w połączeniu z wiedzą o tym, z kim się rozmawia i jaki ta osoba ma życiorys – dało głębokie przekonanie, że w jego przypadku o żadnej inflacji tego najważniejszego cywilnego polskiego odznaczenia mowy nie ma.

***

Można czasami odnieść wrażenie, że obecna władza ma manię kontrolowania wszystkiego. I to nie jakichś poważnych kwestii, tylko kompletnych dupereli. Jakby przez złośliwość wobec obywateli, żeby za łatwo nie mieli.

Ot, choćby kwestia rejestracji łodzi. W tej chwili rejestrować trzeba jachty żaglowe do żeglugi śródlądowej o długości kadłuba od 12 metrów w górę, a motorowe – o mocy silnika powyżej 15 kW. Inne oczywiście można, ale nie trzeba. Tymczasem Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wymyśliło sobie, żeby granicę obowiązkowej rejestracji obniżyć do 5 metrów i 10 kW mocy silnika. Urzędnicy uzasadniają to koniecznością utworzenia jednego centralnego rejestru, który ma być pomocny przy akcjach ratunkowych albo dla służb, na przykład w przypadku kradzieży. Czyli mamy to, co zawsze: kolejne obowiązki nałożone na przynajmniej kilkanaście tysięcy osób, kolejna baza danych z informacjami o obywatelach, kolejne pieniądze dla firmy, która ten rejestr będzie musiała zbudować i dostarczyć jego terminale do odpowiednich służb – a to wszystko uzasadnione, jak zwykle, kwestiami bezpieczeństwa. Czyli standardową przyczyną, którą władza przywołuje zawsze, kiedy chce zgarnąć kolejną porcję informacji o nas.

A może by tak inaczej? Może powiedzieć ludziom: jeśli zarejestrujecie swoją łódź, łatwiej was znajdziemy w razie wypadku i łatwiej odszukamy wasz jacht w razie kradzieży – ale to wasz wybór; chcecie – rejestrujcie, nie chcecie – nie rejestrujcie. No, ale to się skrajnym etatystom w głowie nie mieści. Ma być rejestr, obowiązek i koniec.

A najlepsze, że w czasie swojej pierwszej kadencji PiS opowiadał się w tej sprawie za deregulacją.

***

W 2015 roku duński rząd ogłosił, że wycofa się z większości preferencji dla kupujących samochody elektryczne. To odbiło się na rynku. Podczas gdy tylko w grudniu 2015 roku amerykańska Tesla (nawiasem mówiąc, firma nosząca wszelkie cechy rozdętej do absurdu rynkowej bańki) sprzedała w Danii 1300 pojazdów, to w 2016 pojazdów elektrycznych (nie tylko Tesli) w ogóle sprzedano również 1300 – przez cały rok.

W ten oto sposób w ubiegłym roku popyt na wciąż niepraktyczne ekozabaweczki, zwane dumnie samochodami elektrycznymi, został w Danii sprowadzony do faktycznych rynkowych rozmiarów. Innymi słowy – przekonano się, ile aut elektrycznych sprzedawałoby się, gdyby musiały konkurować z tradycyjnymi samochodami na wolnym rynku, bez preferencji podatkowych. Rezultatem był krach tego segmentu – i to w kraju, gdzie od dawna pierze się ludziom mózgi ekobzdurami i gdzie pojazdy elektryczne wciąż oznaczają przywileje w poruszaniu się.

Piszę o tym, bo obecny polski rząd na punkcie samochodów elektrycznych przejawia jakąś niezdrową obsesję. Wiceminister energii Michał Kurtyka ogłosił niedawno rozpoczęcie konsultacji społecznych w sprawie projektu ustawy, która ma dać nabywającym pojazdy elektryczne specjalne prawa, między innymi zwolnienie z akcyzy, możliwość jazdy buspasami i bezpłatnego parkowania w miastach.

Samochody elektryczne to nadal niepraktyczne, absurdalnie drogie gadżeciki – nawet te najbardziej dopracowane. Warto, żeby wszyscy właściciele tradycyjnych aut (w tym także autentycznie użytecznych hybryd, które uznania władzy sobie nie zdobyły) zrozumieli, że swoje mrzonki na temat prywatnej elektromobilności rząd będzie realizował ich kosztem. Przecież ubytki w akcyzie ktoś będzie musiał uzupełniać.

***

Pani Szonert-Binienda umieszczony na swoim koncie na Facebooku wizerunek Donalda Tuska w mundurze SS – absolutnie nielicujący z funkcją konsula honorowego, którą niedawno otrzymała – tłumaczy włamaniem na konto. Z tym że z początku żona dr. Biniendy wywodziła, że był to jej „prywatny wpis”. Zatem wpis „prywatny” stał się po dwóch dniach wpisem złośliwego hakera. Być może da się to jakoś pogodzić – nie wiem, mój umysł tego nie obejmuje.

Dużo mieliśmy w ostatnim czasie włamań na konta internetowe. Kiedyś włamano się podobno pewnej prorządowej blogerce, znanej z obrzucania na Twitterze przeciwników błotem, by dzień zakończyć umieszczaną w tym samym serwisie wieczorną modlitwą. Włamano się też na konto biednemu sędziemu Łączewskiemu – jak dowodził sam zainteresowany. A teraz Szonert-Binienda. Epidemia jakaś.

Nie śmiem oczywiście wątpić w słowa pani konsul (a może już nie konsul – sytuacja jest niejasna), ale włamanie na konto da się stwierdzić. Wystarczy przekazać ekspertom komputer, skontaktować się z administracją Facebooka. Śmiało, przecież nie ma się czego bać.

***

A skoro o konsulach honorowych mowa – MSZ jakoś nie ma do nich szczęścia. Niedawno honorowy konsul w Meksyku, Alberto Stebelski-Orlowski, odmówił przyjęcia z rąk prezydenta Dudy Krzyża Oficerskiego Orderu Zasługi RP. Zgodnie z rytuałem, konsul natychmiast stał się bohaterem „Gazety Wyborczej” i wszystkich tych, którzy uważają, że Kaczyński to nowe wcielenie Duce (a może i Hitlera), zaś Andrzej Duda to jego przyboczny, taki gauleiter.

I proszę – MSZ dopiero co pana Stebelskiego-Orlowskiego pozbawił funkcji. Podniósł się raban, że jakże to tak?! Ano – normalnie. I tak właśnie, jak być powinno: nie od tego jest urzędnik polskiego państwa, nawet honorowy, żeby robił za jednoosobowy oddział szturmowy KOD w Meksyku czy gdziekolwiek indziej.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także